Wreszcie
dzisiaj zdecydowałem się zanieść laptopa do serwisu, żeby go sformatowali.
Miałem też przy okazji iść coś zapłacić. Pomyślałem, że gdy już wszystko załatwię,
to pospaceruję sobie tam, gdzie jeszcze nie chodziłem.
Gdy już wróciłem z Zawiercia, poprzenosiłem ważne pliki na zastępczego,
badziewnego laptopa (grzeje się i wyłącza). W końcu wyszedłem :)
Zapłaciłem, zaniosłem laptopa i poszedłem drogą za sklepem. Zawsze mnie
ciekawiło, czy dokądś prowadzi.
Było dzisiaj ładnie, chociaż zimniej niż wczoraj. Rano mróz sięgał -6*C.
Z trawy nagle wyskoczyły bażanty i uciekły. Droga była błotnista, a ja nie
miałem odpowiednich butów i ślizgałem się. Skończyła się za domami, ale obok
niej była kolejna. Nią zaś doszedłem do starego młyna. Na przeszkodzie stała
powalona wierzba, ale minąłem ją.
Obok szła jeszcze inna droga. Pomyślałem, że nią pójdę. Była oczywiście
błotnista, ale szedłem bokiem po trawie.
Wyszedłem nią na ulicy Zielonej, czyli tzw. ,,Kocich Górkach” ;)
Poszedłem jeszcze do Biedronki i skończyłem spacer. W sumie zrobiłem 8075
kroków, 4.8 km i spaliłem 318 kcal. Nie są to imponujące wyniki, dlatego myślę,
gdzie by pójść na coś dłuższego.
Jak zawsze towarzyszyła mi muzyka w słuchawkach :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz