Od jakiegoś czasu planowałem pójść na nogach do
Rokitna. Wciąż to odkładałem na potem.
Dzisiaj tak się złożyło, że miałem wolne od studiów :) Więc pomyślałem, że
pójdę dzisiaj.
Nie musiałem zabierać na drogę żadnego jedzenia – przed wyjściem zjadłem
obiad.
Denerwowało mnie to, że kiedy chciałem zrobić
jakieś zdjęcie, to wtedy musiały jechać auta.
Tuż przed zakrętem za mną zbliżała się ciężarówka ,,transport bydła”.
Zatrąbiła na mnie, mimo że miała dużo miejsca do minięcia się (nie pozdrawiam
srowcy kierowcy). Kawałek dalej starszy pan na rowerze powiedział ,,hej, bo
jeszcze cię przejadę”. A szedłem poboczem przecież…
Naprawdę ładnie dzisiaj było – słonecznie,
chociaż wiatr był południowy, przez co do Rokitna szło się ciężej, zwłaszcza na
otwartej przestrzeni. Na polach i łąkach leżało sporo śniegu, który urozmaicał
krajobraz.
W końcu doszedłem do Rokitna. To jednak były
jego obrzeża, a nie ta główna część miejscowości :) Poszedłem więc dalej.
Kiedy tylko wyszedłem na otwartą przestrzeń, wiatr dał się we znaki. Czułem, że byłem nieźle spocony, więc musiałem iść zasunięty po szyję. Próbowałem zapiąć kaptur na guziki, ale nie dałem rady. Te guziki były dziwne i nie chciały się zatrzasnąć. Musiałem sobie trzymać kaptur ręką. No ale w końcu doszedłem do celu :)
W stronę Szczekocin szło się już lepiej, bo z wiatrem i ze słońcem. W lesie zatrzymałem się na chwilę, żeby ochłonąć. Próbowałem sfotografować dzięcioła, ale się spłoszył.
Zaczynałem
odczuwać ból stóp i kolan, ale poszedłem jeszcze do Biedronki.
W sumie przeszedłem 9 km, zrobiłem 15010 kroków i spaliłem 594 kalorie. Tak
więc pobiłem poprzednie spacery :)
Myślę, że w przyszłości wybiorę się na coś jeszcze dłuższego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz