To była śnieżna niedziela z mrozem, ale i tak
poszedłem z tatą na spacer do lasu. Dosyć późno wyjechaliśmy z domu, ale
trudno.
W gumofilcach szło mi się dziwnie, bo śnieg
lepił się do podeszwy i tworzył jakby drugą podeszwę :)
Jak zwykle przeszliśmy obok małych domów w Tarnawej Górze.
Zabrałem ze sobą oczywiście czapkę i rękawiczki, jednak czapkę co chwila
ściągałem, a rękawiczki zdjąłem po krótkim czasie i nie nosiłem ich już do
końca spaceru. Pod kurtką miałem krótki rękawek. Brzmi absurdalnie, ale kurtka
jest gruba, ciężka i nie przepuszcza powietrza – dlatego też podczas marszu
było mi miejscami za ciepło. Dobrze, że nie zakładałem pod spód żadnej bluzy.
Na drodze były ślady traktora. Niespodziewanie
pojawił się Ursus C 360 bez kabiny – jechał nim jakiś pan z dziećmi. Wieźli
szabrowane choinki :)
Dla odmiany poszliśmy do auta inną drogą i wyszliśmy w pobliżu Rędzin. Tego
nie było w planie.
Zaczynało się ściemniać i zawróciliśmy tą samą drogą. Dalej już poszliśmy
właściwą do samochodu.
Zjedliśmy obiad na świeżym powietrzu. Zabrałem sobie ziemniaki, surówki i
kotlety.
Zrobiliśmy 10262 kroki, spaliliśmy 405 kalorii i przeszliśmy 6.1 km.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz