Złapała nas choroba, więc nie pojechaliśmy do
babci jak co niedziela. Szkoda mi jest, no ale co poradzić.
Pojechaliśmy do Nakła zajrzeć na mokradła, gdzie dawno nas nie było.
Jak zwykle wyjechaliśmy późno z domu, gdy słońce już zachodziło.
Było stosunkowo zimno i jeszcze wiał silny wiatr, więc ubrałem się w swoją kurtkę ortalionową i pod nią grubą bluzę. W zupełności to wystarczyło, by było mi ciepło, ale jednocześnie żeby się nie spocić.
Susza zrobiła swoje
Ostatnie suche lata odbiły się wyraźnie na tych
mokradłach – poziom wody drastycznie się obniżył. Z rozległego jeziora
pozostało jedynie oczko wodne. Wciąż pływały w nim jakieś ryby, ale i tak
ubytek wody jest bardzo wyraźny.
W innym zbiorniku wodnym było już nieco więcej wody i nagle wyskoczył z
niej bóbr. Wystraszyłem się, wiedząc, że bobry potrafią przegryźć tętnicę
udową. Ale właściwie robią to tylko gdy są zagrożone – tak pomyślałem.
Była tam jeszcze ławka dla rybaków oraz masa śmieci, jak to w miejscu
połowu typowych Januszy cebulaków.
Zrobiliśmy 3351 kroków, spaliliśmy 131 kcal i przeszliśmy 2 km.
Statystyki znowu skromniutkie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz