Niestety studenckie wolne dobiega już końca.
Głupio, że Święto Trzech Króli wypada akurat w poniedziałek – bardziej bym się
cieszył, gdyby wypadło w czwartek albo środę. Jutro już czeka mnie z powrotem
wstawanie wcześnie rano na autobus. No ale dość biadolenia :)
Mimo tego, że musiałem się uczyć, wyskoczyliśmy na niedługi spacer do
lasu. Tylko nieco ponad 2 km od domu, ale zawsze.
Dziś znowu dokuczało mi uczucie samotności,
strach przed pozostaniem samotnym i ogólnie kiepski nastrój. Ale spacer czyni
cuda :)
Założyłem tym razem długie skarpety z opaską, żeby mi nogi nie zmarzły.
Okresowo sypało dzisiaj śniegiem, jednak w lesie prawie nic nie spadło.
Teren stopniowo zmienił się z lasu mieszanego w
mokradła z olchami.
W rowach stało dużo wody, a gdzieniegdzie dało się zauważyć tamy
ułożone przez bobry.
Opaski niewiele pomogły, bo i tak musiałem poprawić jedną skarpetę.
A to co? Kamienna droga! Nie...
Nagle
pojawiło się coś, co wyglądało na drogę wysypaną kamieniem.
To jednak nie była żadna droga, tylko miejsce do zawracania dla straży
albo pojazdów z drewnem.
Poszliśmy dalej prosto, jednak teren był niewygodny – pełen jeżyn,
krzaków i wysokiej trawy. Zawróciliśmy z powrotem, bo nie dało się dalej iść.
Wracając usłyszeliśmy jakiś ryk. Myślałem, że to krowa na pobliskich łąkach,
ale nie. To bardziej wyglądało na jelenia/łosia.
Zrobiliśmy 4264 kroki, spaliliśmy 167 kcal i przeszliśmy 2.5 km.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz