No to rozpoczęliśmy nowy rok 2020 dosyć piękną
pogodą i słoneczkiem :)
Wybraliśmy się, aby go przywitać jak zawsze do lasu.
Tym razem do Bystrzanowic poszukać pozostałości po miejscu zwanym
,,Wygwizdów”, gdzie kiedyś stały domy.
Szlaban otwarty, więc można iść |
Aby znów się nie spocić, założyłem na siebie
grubą bluzę i na nią kurtkę ortalionową.
Rozwiązanie to okazało się trafione, bo nie zdołałem się prawie w ogóle
spocić.
Jakiś dom, niestety pusty |
Niespodziewanie natrafiliśmy na jakiś domek, który wyglądał jak leśniczówka. W środku jednak nikogo nie było. Po podwórku też nikt nie chodził. Na tabliczce było napisane ,,Apolonka”, więc pewnie do niej ten domek należy.
Pusty paśnik |
Przy drodze stał sobie paśnik, jednak bez
pożywienia.
Z czasem droga stała się piaskowa i nie szło się zbyt wygodnie.
Idziemy dalej |
Leśne śmietnisko, a jakże |
Wygląda na pozostałość po jakimś podwórku |
W końcu doszliśmy do jakichś nieużytków
porośniętych drzewami.
Miejscami w ziemię były wbite stare opony, prawdopodobnie pozostałość
po dawnych domach.
Zawróciliśmy, bo doszliśmy z powrotem do Bystrzanowic.
Zawracamy, bo doszliśmy z powrotem do Bystrzanowic |
Nowo wstawiony, przydrożny krzyż |
Natrafiliśmy na inną pozostałość po dawnych
domach – jabłonki, rosnące obok siebie jak w sadzie.
Dalej maszerowaliśmy w stronę Dziadówek.
Idziemy dalej w stronę Dziadówek |
Zaczynało się już ściemniać, ale i tak szliśmy
dalej, licząc że dojdziemy do Dziadówek.
Jednak droga nie zamierzała się skończyć i wyglądało na to, że został
jeszcze spory kawałek. Wyszliśmy jedynie na wysypanej żużlem wielkopiecowym
drodze prowadzącej do Huciska.
Zawróciliśmy więc tą samą drogą do samochodu. Po drodze jak zwykle
herbata :)
Zrobiliśmy 10796 kroków, spaliliśmy 420 kcal i przeszliśmy 6.4 km. Więc
udało się zacząć Nowy Rok troszkę większym dystansem.
W drodze powrotnej coś szumiało i zatrzymaliśmy się, by dosunąć szybę.
To był najwyraźniej znak ostrzegawczy. W Nakle zatrzymał nas wypadek.
Z tego co udało się ustalić, były wójt gminy
Lelów być może zasłabł za kierownicą, po czym wjechał do rowu i dachował.
Świadczył o tym zniszczony znak i rozryta ziemia.
Na szczęście przeżył, ale dopiero strażacy wyciągnęli go ze środka.
Przyjechało aż 5 wozów, później karetka i policja.
Niektórzy debilni ,,kierowcy” przejeżdżali normalnie obok po
plastikowych odłamkach leżących na jezdni. Jak im się opony przebiją, to bardzo
dobrze. Nie wypada sobie ot, tak przejeżdżać obok takich wydarzeń jak gdyby
nigdy nic.
Gruba sprawa! Może fb gminy zainteresuje się twoim wpisem.
OdpowiedzUsuń