Panika związana z rozprzestrzenianiem się
koronawirusa zapanowała na dobre. Na ulicach totalne pustki. Po chodniku idzie
jedna, czasami dwie osoby. Wszyscy zamknięci w domach. W sklepach kolejki i
puste półki. Państwo wprowadza kwarantanny i zamyka szkoły, przedszkola oraz
ogranicza działalność galerii. Są zalecenia, by nie wychodzić z domu.
Nam jednak koronawirus nie straszny. Mamy szczęście mieszkać w małej
miejscowości i mieć w okolicach lasy, gdzie raczej nie ma możliwości się
zarazić. Dlatego też w to piękne, słoneczne, choć mroźne popołudnie wybraliśmy
się na tradycyjny spacer :)
Te drzewa pozostały jeszcze po hrabi Potockim |
Nie wybraliśmy się bardzo daleko, bo
zostawiliśmy w Moskorzewie samochód i poszliśmy pieszo w kierunku Tarnawej Góry
lasem.
Niedawno w tej okolicy odkryto obecność wilków i trochę bałem się, że
je spotkamy.
Trzy warstwy ubrań okazały się bardzo przydatne, bo wiatr był mroźny.
Ach jak przyjemnie... |
Pomiędzy drzewami prześwitywało piękne, marcowe słoneczko. W jego promieniach było całkiem fajnie, jednak w cieniu było zimno. Arktyczny wiatr tylko potęgował odczucie zimna.
Apartament dla robaków |
Przy drodze rosły sobie kasztanowce, jesiony,
lipy i wiązy, będące pozostałością po hrabi Potockim, który dawno temu jeździł
tędy bryczką.
Jedno z drzew było uschnięte oraz podziurawione przez korniki i
dzięcioły.
Prawdziwy apartament, tylko w wydaniu leśnym.
Basen dla dziczyzny |
W oddali zobaczyliśmy dwójkę ludzi. Jak widać,
nie wszyscy siedzą w domach w obawie przed wirusem.
Wyszliśmy w końcu na polach, niedaleko domów w Tarnawej Górze.
Domy w Tarnawej Górze |
Patrzcie jak dzisiaj ładnie na dworze... hehe |
Zawróciliśmy i dalej poszliśmy obok jakiejś
ogrodzonej szkółki jodeł.
Dostrzegłem na drzewie dzięcioła, który jednak po chwili uciekł
spłoszony naszą obecnością.
Oprócz tego wystraszył mnie grzywacz, który niespodziewanie poderwał
się do lotu.
Zrobiliśmy 8124 kroki, spaliliśmy 320 kcal i przeszliśmy 4.8 km.
Zazdroszczę. Ja to mieszkam w mieście i nie mogę się za bardzo przechadzać teraz. Za dużo jest u mnie potencjalnych miejsc zarażenia.
OdpowiedzUsuńSpokojnie, ta epidemia kiedyś minie i wyjdziesz.
Usuń