Nareszcie
wyjrzało słoneczko i mróz się zmniejszył. Dzisiaj Walentynki, ale z racji tego
że dziewczyny nie posiadam, są to ,,walę w tynki". :)
Wiatr był zimny i dokuczliwy, ale nie naciągnąłem sobie mimo to komina na ryj.
Nawet szedłem czasami bez kapturów, bo za gorąco.
Pojechaliśmy znowu na Perzyny, ale w inne okolice niż tydzień temu.
Widziałem na śniegu mnóstwo śladów zwierząt. Były psie łapy, lisie, bażancie,
kuropatwie i sarnowe. :)
Migracje zwierząt. |
Chyba kuropatwa. |
Ehm... siedzisko? |
Kawałek
dalej przez drogę przeszło coś wyglądającego jak pies. Może debile go porzucili
i się błąkał po lesie.
Stały sobie jakieś śmieszne siedziska dla myśliwych. Były zamaskowane
świerkowymi gałązkami. Były też paśniki, ale jeden tylko stał na nogach.
Pozostałe były zgniłe i przewrócone.
Pomyślałem, że fajnie będzie robić zdjęcia zimy. Nie wiadomo, kiedy nadejdzie kolejna taka z prawdziwego zdarzenia. Nie widziałem od lat takich ilości śniegu.
Słonko
już się chowało, wypadało więc zawracać do samochodu. Na zakończenie wypiło się
herbaty z kilkuletnim sokiem czereśniowym. Smak i zapach do złudzenia
przypominał wino. Nie opiłem się oczywiście :D
Puściłem jeszcze ciekawostki na telefonie. Tydzień temu iglasty śnieg zasypał
mi cały ekran, dzisiaj dało się je oglądać normalnie.
Zrobiliśmy 6022 kroki, spaliliśmy 237 kcal i przeszliśmy 3.6 km.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz