04/04/2021

Easter spacer :)

Fajnie, że święta wyglądają inaczej, niż w zeszłym roku. Udało się poświęcić pokarmy na żywo przed kościołem.
I dobrze, bo dla mnie święcenie przez telewizor to żadne święcenie.
Dzisiejszy dzień zamierzałem spędzić typowo, czyli lenistwo w domu. Ale o 16:00 się wyszło na spacerek.



Zatrzymaliśmy się w Jeziorowicach. Fajnie, że kolejne nowe okolice do odwiedzenia, a nie w kółko te same oklepane blisko domu.
Droga, obok której się zatrzymaliśmy okazała się dochodzić jedynie do łąk i rzeki Żebrówki.


Przeszkoda terenowa.

 

Zobaczyłem, że ludzie jeżdżą traktorami przez Żebrówkę, żeby utrzymać w dobrym stanie łąki pod lasem. No nieźle.
Nie dało się przejść, bo buty były za niskie (znowu gumofilce, ech).


O ty cnuju bobrze!

Nic ciekawego tutaj nie było i zawróciliśmy do samochodu. Podjechaliśmy w inne miejsce, tym razem utwardzoną nawierzchnią z kamienia. Zanim się wyszło z samochodu, przeczekało się aż przejdzie sobie debilna parka z pieskiem (wrrr!).



Obiadek smakował?




Było całkiem nieźle i słonecznie, ale zimny wiatr dawał się we znaki. Po krótkim czasie założyłem komin, który przezornie zabrałem ze sobą.
Nie brałem swojego torboplecaka, bo wziąłem zaledwie kilka rzeczy i nie opłaciło się.



Mrrr... miau!

Fajnie wyglądał ten teren. Zielone pola uprawne, do tego wiosenne słoneczko. Świetny klimat.


 

Doszliśmy do wysokiego napięcia i szliśmy obok. Druty radośnie sobie mruczały, niczym koty.
Stała sobie fajna ambona, z odsuwanymi szybami. Nie była jednak zabetonowana.
Niedaleko stała następna, praktycznie taka sama.


W lewo, prawo, a może prosto?

Niebawem doszliśmy do poprzecznej drogi leśnej. Były na niej odbite ślady konia, tak jak tydzień temu na Perzynach.
Być może jazda konna stanie się modna, kto wie.



A tą kapliczkę już widziałem dawno temu.

Skręciliśmy w prawo. Wkrótce się okazało, że znam już tą trasę. To była droga, którą szliśmy 10 stycznia do Otoli, gdy jeszcze leżał śnieg. Wtedy wszystko było przysypane i niespecjalnie orientowałem się w terenie.
Pierwszą wskazówką była kapliczka, którą wtedy mijaliśmy. Po dojściu do rozstaju kamiennych dróg byłem już w 100% pewien.



No, to już wiem gdzie jestem.

Usłyszeliśmy jakiś dziwny huk w oddali. Powtarzał się co kilkanaście sekund.
Pomyślałem, że wypuszczają coś na wsi, ale nie. To był biało - czerwony balon.
Nieźle, że już zaczyna się sezon na latanie. Nie zrobiłem zdjęcia, bo zaraz zniknął między drzewami.




Jest klimacik. W tle Dobraków.


Dzień już zaczynał się kończyć, zatem wróciliśmy. Myślałem, że odkryjemy, dokąd prowadzi ostatnia już z trzech dróg na rozstaju, ale wbrew oczekiwaniom wyszliśmy od przeciwnej strony. No trudno, jutro się pójdzie.
Postanowiliśmy wrócić inną trasą, przy okazji weszliśmy sobie na pola popatrzeć na widoki.
Widzieliśmy domy, które świeciły się 10 stycznia w Dobrakowie.


Masa grzywaczy. Jeszcze nie widziałem ich tyle naraz.

Z drzew nagle poderwała się do lotu cała chmara grzywaczy. Nieźle się rozmnożyły!
Na polach daleko było dużo saren.
Chcieliśmy zobaczyć, czy może będzie widać BTS w Solcy, ale zasłaniały drzewa i inne wzniesienia, bo byliśmy od zupełnie innej strony.


Pora wracać.

W końcu obraliśmy kierunek powrotny do samochodu. Wyszliśmy dokładnie tam, gdzie przypuszczaliśmy, czyli kilkaset metrów od samochodu i zatoczyliśmy kółko, bo wyszliśmy na drodze startowej.
Dobrze, że nie skręciliśmy wcześniej, tylko poszliśmy popatrzeć na krajobraz.

Zrobiliśmy 10757 kroków, spaliliśmy 422 kcal (śniadanie wielkanocne, hehe) i przeszliśmy 6.3 km.

5 komentarzy: