24/05/2021

Misja: parasol

Żadnych spacerów dzisiaj w planach moich nie było, pomimo że Zielone Świątki.
To normalny dzień handlowy i roboczy, więc nawet nie czułem, że jest jakieś święto.
Ot, kolejny, szary, nudny, pospolity dzień. A jednak dzisiaj tata zechciał ponownie wyprawić się na spacer.

Nie czułem się dobrze, bo pobolewała mnie głowa, ponadto byłem jakiś nie do życia. Ale pomyślałem, że spacer mnie ożywi, więc nie odmówiłem. Znowu przyjechaliśmy do Solcy, w to samo miejsce, co wczoraj.



Powód przyjazdu w to miejsce był prozaiczny. Mianowicie wczoraj tata zostawił w lesie parasol i zorientował się dopiero w samochodzie. Ale już nie chciało się wracać taki kawał do samochodu.
Dzisiaj przybyliśmy i przeszliśmy przez czyjeś pola w docelowe miejsce.
Czułem się dziwnie, depcząc po czyimś zbożu. W oddali był ciągnik z agregatem i myślałem, że powiadomią właściciela pola, że ktoś łazi mu i depcze zboże. Ale nikt nie przyleciał.



Zajączek (nie)wielkanocny.

W zbożu ze skulonymi uszami chował się zajączek. Był szybszy ode mnie i musiałem robić zdjęcie z zoomem.
Wreszcie się doszło do lasu. Po wczorajszym spacerze moje nogi nie dawały zbytnio rady, a przez pole źle się idzie.


Mission accomplished.

Parasol stał dokładnie w tym samym miejscu. Zabrałem go i wróciliśmy do samochodu, po czym pojechaliśmy obejrzeć widoki na wzniesieniu. Ja nie wychodziłem, bo mi wstyd w wieśkofilcach się pokazywać.



Później zjechaliśmy na dół i w lewo do innego lasu. Droga polna wiodła do Siedliszowic. Wiem, bo 6 lat temu jechałem tędy rowerem.

 



Oczywiście do samych Siedliszowic nie mieliśmy zamiaru iść. Było już późno, a nogi wiadomo w jakiej kondycji.
Również i tutaj nie szło się zbyt przyjemnie. Byłem już głodny, chciało mi się pić i nie miałem zbytnio sił do marszu.



Teren był dosyć górzysty, wokoło było dużo wzniesień porośniętych drzewami.
Sam las też wyglądał fajnie, bo było dużo drzew liściastych.
Dużo fajniejszy niż sosnowa, piaszczysta monokultura.
Fajny był widok trzmieli zapylających jagody. Takie wielkie owady, a dają radę się utrzymać na takich kwiatuszkach.
Obeszliśmy wzniesienie wokoło i wyszliśmy naprzeciwko samochodu.

Moje samopoczucie po spacerze nieznacznie się zmieniło, więc jednak to nie zawsze pomaga.
Ale to też z pewnością wina wczorajszego marszu.
Zrobiliśmy 8801 kroków, spaliliśmy 344 kcal i przeszliśmy 5.2 km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz