30/05/2021

Notka bez tytułu 1.

Coś ten maj nie przypomina wiosny, a bardziej zbliżającą się jesień.
Rano dzisiaj lało, ale przestało i pokazało się słońce. Odpowiednie warunki spacerowe.
Zatem późno, bo po 16:00 wyruszyliśmy na kolejny przemarsz.



Wylądowaliśmy w miejscowości Trzciniec. Zostawiliśmy samochód na końcu drogi asfaltowej i szliśmy sobie piachem.
Dużo rosło konwalii i ładnie pachniały. To jest prawdziwy zapach kwiatów, nie jak te sklepowe konwalie.


Konwalie, komu, komu... a nie, nie wolno zrywać.



Nie szło się zbyt wygodnie po tym piachu, ale z czasem stał się zajeżdżony.
Las wyglądał bardzo dobrze, było tak zielono, wesoło, przyjemnie, optymistycznie.
Nie jak nudne, piaszczyste, brązowawe monokultury sosnowe.



Wśród drzewostanu dominowały buki, dęby i brzozy. Sosny stanowiły tylko dodatek.
W oddali dostrzegliśmy coś, co wydawało się dachem ze strzechy. Była to jednak piaszczysta, wyrównana droga idąca pod górę.
Ach te złudzenia optyczne.


Eksmisja.

Pod drzewem leżała sobie ptasia budka. Zajrzałem z ciekawości do środka, ale były tam tylko liście.
Kiepskiej jakości robią te budki lęgowe, skoro spadają.



 

Mijając oczywiście wyręby lasu, doszliśmy niebawem do jakichś zabudowań.
Wydawało nam się, że to Solca, ale po dłuższych rozkminach doszliśmy do wniosku, że to Siedliszowice.
Tak też było. W oddali widziałem nawet polną drogę, którą jechałem 6 lat temu na rowerze.
W oddali ładnie widać było wzniesienia w okolicach Kroczyc.


Siedliszowice.


Góra Zborów w Podlesicach.

Nie szliśmy dalej do Siedliszowic i zawróciliśmy do lasu. Wiał dosyć zimny wiatr, ale nie założyłem kurtki.
I dobrze, bo bym się tylko spocił. Oczywiście niosłem ją w torboplecaku.
Dla odmiany zmieniliśmy trasę powrotną i poszliśmy w innym kierunku.
Niestety nie spacerowało mi się zbyt miło, bo dopadło mnie znowu uczucie samotności.
Przykre myśli, że czeka mnie kolejny samotny rok dobijały mnie mocno.




 

Niedobrze się spacerowało po kamieniach. Dopiero później zmieniły się z powrotem w piach.
Ciemna chmura, jaka była przed nami, na szczęście nie zbliżyła się i nie przyniosła opadów.
Na wszelki wypadek nieśliśmy ze sobą parasole. Tym razem nie zostały w lesie jak poprzednio ;)
Jeszcze widziałem budkę lęgową z wielkim otworem. To chyba dla dzięcioła albo sójki.


Jakiś duży ptak tutaj mieszka.

Dopiero pod koniec spaceru przykre myśli zaczęły mi zanikać.
Niestety będą mi jeszcze towarzyszyły nieraz.

Zrobiliśmy 8546 kroków, spaliliśmy 337 kcal i przeszliśmy 5.1 km.

4 komentarze:

  1. Też mi się wydaje, że ten maj jakiś nijaki jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super blog! A czy rowerowy zostanie wskrzeszony?

    OdpowiedzUsuń