21/11/2021

Trzeba zawczasu iść do lasu.

Przyszła kolejna niedziela, to i czas na kolejny spacer i kolejną notkę.
Jak zwykle spakowałem swój niezawodny ekwipunek, którego nie wykorzystałem zbytnio.
Tym razem wybraliśmy się niedaleko, w okolice Bógdału.




Było dużo cieplej, niż tydzień temu, a do tego nie wiało.
Komfortowe warunki do spaceru w moich nowych leśnych butach.
Przydałoby się jeszcze kupić nową kurtkę, ponieważ moja obecna jest już stara, zniszczona, brudna i służy mi jako strój roboczy, głównie przy cięciu drewna na opał.
Kieszenie pełne trocin.


Grzyby nie zamierzają się schować.




Nie udało nam się spuścić drzewa we właściwe miejsce. Niech zostanie.


Jako że są to okolice rzeki, wypływającej z miejscowości Goleniowy, będącej dopływem Pilicy, występowały liczne ślady działalności bobrów w postaci obgryzionych drzew.
Tutaj jak widać próbowały spuścić osikę, ale nie spadła ona tam gdzie powinna.






Ojć!





Jakieś dziwne strachy na wróble (chyba).


Ostatni raz spacerowaliśmy tędy w 2013 roku i od tej pory niewiele się tutaj zmieniło.
Jak zwykle doszliśmy do torów. Nadjechał pociąg, zatem zatkałem sobie uszy.
Doskonale spodziewałem się, że pociąg zatrąbi, ale mimo to i tak bym się wystraszył.
Nie zatrąbił :)
Przy młodych sosenkach udało się trafić kilka późnych maślaków.





Po drugiej stronie torów były już domy w Bógdale.
Nie szliśmy do nich, lecz zawróciliśmy i obraliśmy trasę powrotną.
Założyłem sobie słuchawki na uszy. Tym razem duże, nauszne.
Nie są tak kompaktowe i poręczne, jak douszne, ale za to o wiele lepsza jakość dźwięku.



Przejazd zamknięty.


Przejazd otwarty.


Troszkę dzisiaj jechało pociągów, dłuższych niż zwykle.
Chyba ludzie się przesiedli z samochodów.
Było jeszcze na tyle widno, że nie odpaliłem swojej latarki czołowej.
Słuchawki włożyłem z powrotem po odsłuchaniu jednej piosenki.

Zrobiliśmy 5514 kroków, spaliliśmy 217 kcal i przeszliśmy 3.3 km.

2 komentarze: