05/12/2021

A dziś tytułu nie będzie.

Co by tu powiedzieć... jak to niedziela, wypad do lasu.
Znowu późno, bo już zaczynało się ściemniać.
Ale lepsze to niż bezczynne siedzenie w domu.





Zatrzymaliśmy się w miejscu już znanym i oklepanym, za Perzynami.
Ubrałem się tym razem w cienką bluzę i kurtkę zimową z miśkowym kapturem.
Niestety albo się spasłem, albo urosłem i zrobiła się ciaśniejsza.
W sumie nie ma co się dziwić, bo trochę już lat jest ze mną.



Zabrałem także rękawiczki i komin, ale nie użyłem ich.
W planach było także zabranie słuchawek nausznych, jednak spacer był na tyle krótki, że nie było sensu. Dobrze, że ich niepotrzebnie nie zabrałem.

Doszliśmy standardowo do źródeł rzeki Biała Nida, a właściwie źródeł jej dopływu.
Nagle z wody wynurzył się bóbr, który po chwili zwiał. Przy okazji spłoszyły się kaczki krzyżówki.



Było stosunkowo nudno, ale maszerowało się dobrze.
Niespodziewanie rozbolał mnie brzuch. Myślałem, że to przejściowe, ale za kilka minut rozbolał jeszcze mocniej.
A przecież nic takiego nie jadłem. Wziąłem sobie tylko cukierka nadziewanego i po jego zjedzeniu tak mnie rozbolało.
Byłem zmuszony dokonać wiadomej czynności. Dobrze, że nigdzie nie ruszam się bez papieru.
Później już było normalnie.
Niestety nic szczególnego dzisiaj się nie wydarzyło ani też nie byliśmy w szczególnym miejscu, dlatego notka krótka.

Zrobiliśmy 2928 kroków, spaliliśmy 114 kcal i przeszliśmy 1.7 km.

1 komentarz: