Nie ma to jak słoneczka pogoda. Ale słoneczna nie oznacza ciepła.
Cyk niedziela, cyk nie siedzimy w domu, cyk na spacer.
Mój nastrój mocno się obniżył po tym, jak przeczytałem, co złodzieje szykują w nowym Polskim Wale.
Spacer to czas, kiedy intensywnie się myśli, ale o tym akurat już nie myślałem.
Panorama. |
Też panorama. |
Dnia Pańskiego wylądowaliśmy na Tarnawej Górze. To też oklepane i znane miejsce.
Ale dawno nie było nas na Feliksówce, czyli części tej miejscowości.
Niestety wczesne wyjeżdżanie z domu nie jest naszą specjalnością, toteż gdy dotarliśmy na miejsce, słońce już się chowało.
Tabliczka z informacją. |
Standardowo zabrałem komin i rękawiczki i standardowo ich nie użyłem.
To się stanie chyba stałym elementem każdego spaceru.
Jak zwykle stała sobie tabliczka z informacjami o zwierzętach, jakie występują w okolicy.
Nie wiedziałem, że jest tutaj nawet bocian czarny.
Spodziewałem się raczej ładnego i romantycznego zachodu Słońca.
Ale tym razem słońce się schowało za jakieś dziwaczne chmury.
Spacerowało się dobrze, mimo rozmokniętej rędziny (znowu buty do skrobania).
Wysokie, i to nie Mazowieckie. |
Naprawdę chciałbym jakoś sensownie opisać dzisiejszy spacer, ale w momencie pisania notki dopadła mnie pustka w głowie.
W trakcie pisania tego zdania w ogóle nie mam pojęcia, co napisać.
Ponadto nie widziałem nic ciekawego. Ot, te same, nudne widoki.
Hej Łysy. |
Do samochodu wróciliśmy drogą kamienną z Tarnawej Góry do Mękarzowa, którą kiedyś już chodziliśmy.
Na koniec jeszcze herbata z sokiem owocowym oraz jabłka.
Szkoda, że tata zabierając je z piwnicy nie patrzył, w jakim są stanie.
W smaku mocno było czuć pleśń. Zdążyłem już zjeść połówkę jabłka, ale nic mi nie było.
Zrobiliśmy 5846 kroków, spaliliśmy 230 kcal i przeszliśmy 3.5 km.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz