16/01/2022

Powolutku, prosto w stronę słońca...

Wczoraj tak pięknie świeciło słonko, pomyślałem więc, że i dzisiaj pogoda mile mnie zaskoczy.
A jednak popołudniu się zachmurzyło. To oczywiście nic nie znaczy i o niczym nie świadczy.
Dzisiaj to ja wybrałem miejsce spaceru i zdecydowałem, że będzie to Bógdał.


Zapowiada się klimacik.


No dawaj Lisowska. Prosto w stronę słońca.


Wyjechaliśmy tradycyjnie dosyć późno z domu.
Mój plan był taki, żeby zrobić trochę dystansu i spróbować dojść do Przyłęka.
Trochę dalekawo, ale rok temu się daleko szło i było super.
W torbie zagościł tradycyjnie komin i rękawiczki, tradycyjnie nie zostały użyte.


RODOS.


Dnia dzisiejszego widziałem dużo spacerowiczy, ale szli w zupełnie inną stronę.
Jedni stali tam, gdzie zaparkowaliśmy i były to znajome osoby.
Niespecjalnie się cieszyłem, bo miałem na sobie kurtkę roboczą.
Dziurawą, podartą i mega brudną :-/




Ci goście szybko odjechali, a myśmy ruszyli jak zwykle, przed siebie.
Tradycyjnie minęliśmy RODOS - Rodzinne Ogródki Działkowe Ogrodzone Siatką (chociaż płot też występował).
To jednak są domy letniskowe, zatem nie było żywej duszy.
Czułem, że gruba bluza i moja dziadowska kurtka to nie był zbyt dobry pomysł.
Nie było mi w tym zbyt ciepło, a na dodatek zacząłem się pocić na klatce piersiowej.
Z czasem to uczucie minęło i szło się komfortowo. Uff.








Trasa niestety się zmieniła, bo nie poszliśmy w stronę Przyłęka.
Skręciliśmy w bardzo niewygodne do chodzenia tereny, o czym się później przekonaliśmy.
Minęliśmy żerowisko dla dzików i wysypane obok buraki cukrowe.





Buraki cukrowe, niekoniecznie słodkie.


Kuniec drogi.

Stołówkę dla dzików było czuć już z daleka.
Chociaż ja myślałem, że to wytłoki z jabłek albo kukurydza (podobny zapach).
Leśna droga się skończyła i zaczęły się tereny podmokłe.
Był też wyrąb z posadzonymi świerkami, które były uszkodzone przez sarny lub jelenie.


Lecimy z klimatem.












Po wyrębie szło się nie za dobrze, bo było sporo jeżyn i patyków.
Warto jednak było iść w tym kierunku, bo był świetny zachód słońca.
Postanowiłem nacykać jak najwięcej zdjęć.
Uwielbiam zachody słońca, zwłaszcza takie klimatyczne i kolorowe.
Jednak dobrze, że nie poszliśmy w stronę Przyłęka.


Och...


I w większym rozmiarze.




Z czasem pomarańczowe chmury zmieniły odcień na czerwień, co wyglądało mega romantycznie.
Pomyślałem, że im więcej zdjęć, tym lepiej.
Ostatnie zdjęcie wyszło niewyraźnie i wygląda jak jakiś wybuch wulkanu albo pożar :D


Wszyscy do schronu!

No, ale wszystko co dobre, kiedyś się kończy.
Zachód słońca też nie trwa wiecznie. Chmury zmieniły kolor na granatowy.
Zaczął się mega trudny teren do spaceru.
Mokradło, jeżyny, ścięte drzewa, krzaki i gałęzie.
Nie polecam czegoś takiego. Straciliśmy jakieś 30 minut, żeby dojść do jakiejś normalnej drogi.
Niespodziewanie z krzaków wybiegło stado saren i się wystraszyłem.
Później było słychać strzały myśliwych. Zawsze w takich momentach przypominam sobie wiadomości, że myśliwy pomylił spacerowicza ze zwierzyną i postrzelił go.
Nie chciałbym nigdy takiego incydentu.


Czemu wilk wyje w księżycową noc...?


Wreszcie przedarliśmy się przez ten niefajny obszar i dotarliśmy do drogi, na której stawialiśmy samochód, gdy szliśmy na grzyby.
Postanowiłem na koniec zrobić jeszcze zdjęcie Księżyca na tle lasu.
Użyłem do tego opcji ,,słabe oświetlenie", żeby było coś widać.
Pomimo tego, że do Przyłęka nie poszliśmy, spacer uważam i tak za mega udany, choćby ze względu na romantyczny zachód słońca.

Zrobiliśmy 7229 kroków, spaliliśmy 285 kcal i przeszliśmy 4.3 km.

2 komentarze:

  1. Ooo dużo się działo. Nie wiedziałem, że w pobliżu są ogródki działkowe oraz to, że tak późno myśliwi wchodzą do lasu. Świetnie zdjęcia zachodu słońca! Jedno zdjęcie faktycznie wygląda jakby niedaleko wybuch wulkan Hunga Tonga!

    OdpowiedzUsuń