13/03/2022

Spacer przeziębienia

Udało mi się nie zachorować po spacerze z zeszłej niedzieli.
Mimo to choroba i tak do mnie wróciła (zarazili mnie w domu).
Miałem dzisiaj katar i swędziało mnie gardło.
Ale mimo wszystko dzisiejsza niedziela też minęła na spacerze.
Nie chcę zmarnować słonecznego dnia w domu.

Dopiero dziś przypomniałem sobie, że 15 lutego minęły 4 lata od rozpoczęcia bloga.
Poza tym ta notka jest 99 z rzędu, zatem w przyszłą niedzielę powinien być setny wpis :D





Z racji tego, że podwieźliśmy znajomego pana do jego brata, wylądowaliśmy na Perzynach.
Miejsce do bólu nudne i oklepane, ale było najbliżej i było najlepszą opcją.
Nie założyliśmy znowu kaloszy, bo w planach nie było łażenia po żadnych mokradłach.
Ubraliśmy normalne, ludzkie buty.
Co jakiś czas musiałem wydmuchać zatkany nos, ech.







Ubiór mój stanowiła gruba bluza + kurtka przejściowa dresowa (podobna do tych, jakie noszą dresy pod blokowiskami :D).
W samochodzie musiałem ją ściągnąć, bo jest śliska, nieprzepuszczalna dla powietrza i byłbym cały mokry.
Kurtka zimowa została w szafie.
Dzisiejszy dzień był bezchmurny i dosyć ciepły, jak na marzec - ale to tylko pozory, bo wiatr był zimny.


Motorcykliści.


Na drodze zauważyłem ślady motoru typu cross. Ja się pytam, gdzie jest straż leśna, kiedy wandale dewastują leśne drogi i płoszą zwierzynę ryczącymi maszynami?!
Nieco dalej pojawiły się przeszkody w postaci błotnych dołów z wodą.
Obeszliśmy je bokiem i wyszliśmy na jakże błotnistych i podmokłych łąkach.
W oddali widziałem niszczycieli drogi leśnej, znaczy dwóch typków na motorach.
Albo typków, albo to była jakaś parka - nie zagłębiam się w szczegóły.
W czasie robienia zdjęć aparat prosił o ustawianie daty i godziny. Czyli bateria pamięci jest na wyczerpaniu.







Niestety droga przez łąki to było bagnisko. Tego nie było w planach.
Obeszliśmy błoto okrężną drogą, przez las i chaszcze.
W oddali widziałem stado żurawi i sarny.
Nie było za bardzo którędy iść, bo wszędzie wokół były mokradła, a buty były przeznaczone do suchego terenu.
Doszliśmy niebawem przez krzaki do skarpy pełnej lisich nor.
W przeszłości często odwiedzałem to miejsce.


Lisowszczyzna.


Samych lisów oczywiście nie było w domu :D
Wydaje mi się, że są tam tylko w nocy, podczas złych warunków pogodowych i kiedy mają młode.
Były też inne, mniejsze nory, być może borsuków.
Pogoda była świetna, ale słońce i klimat przypominały raczej październik.





Jeszcze nie pora na dobranoc.


Powróciliśmy do punktu wyjścia tą samą trasą, którą szliśmy, omijając błoto i wodę.
Zdążyłem jeszcze puścić filmik z ciekawostkami na temat mleka i jego wartości.
Niestety taty tym nie zainteresowałem - ciekawszy dla niego był jakiś metalowy pręt, który ktoś wyrzucił i leżał przy drodze.
No rzeczywiście bardzo ciekawe znalezisko, grr!
Akurat doszliśmy do samochodu, zanim chwycił mróz.

Zrobiliśmy 6278 kroków, spaliliśmy 247 kcal i przeszliśmy 3.7 km.

2 komentarze:

  1. Jak zwykle fajnie kolory wyszły na zdjęciach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki metys :D Nie ma to jak funkcja żywych kolorów :)

      Usuń