10/04/2022

Sto jeden spacerów

Nie umiałem wymyśleć kreatywniejszego tytułu :)
Ostatnio nie poszliśmy do lasu, bo albo tatę bolała pięta przy chodzeniu, albo poszliśmy na rower.
Dzisiaj tata też nie mógł się wybrać ze mną, bo musiał jechać pomagać przy czymś szwagrowi.

Pomyślałem, że nie będę kolejnej niedzieli z rzędu spędzał przed komputerem.
Już po 14:00 szybko się spakowałem i wybyłem z domu na samotny spacer.



Z racji tego, że tym razem do mnie w pełni należało to, dokąd pojadę i czy w ogóle pojadę, sam wybrałem sobie miejscówkę do odwiedzenia. Postanowiłem nie odwiedzać znowu tych samych nudnych lasów blisko domu, które znam na pamięć.
Wybrałem się do Radkowa, gdzie ostatnio byliśmy 12.05.2019.
Tego dnia doszliśmy niezbyt daleko i musieliśmy zawracać z powodu burzowej pogody.




Dzisiaj pogoda była mocno w kratkę - słońce na zmianę z intensywnymi opadami krupy śnieżnej. Te czynniki mnie nie zniechęciły.
Po drodze wstąpiłem jeszcze na cmentarz odwiedzić pradziadka, prababcię i praprababcię.
Gdy dotarłem na miejsce, pedometr zrobił mi psikusa i bateria klapła.
Było wiadomo, że nie może być za dobrze.
Pobrałem sobie aplikację Krokomierz z Google Play i to ona dzisiaj dokonywała pomiaru.
Pedometr został w samochodzie.


Nie wziąłem roweru.







Mój ubiór było mocno nieprzemyślany i fatalny.
Założyłem grubą bluzę, a na nią najgorszą kurtkę na spacery w chłodne dni, jaka tylko istnieje - śliską, z rękawami wypełnionymi od środka watą i nieprzepuszczalnym tworzywem.
Równie dobrze mogłem się ubrać w plandekę. Mocno się pociłem i było mi chłodno jednocześnie.
Niosłem jeden parasol w ręku i drugi w torbie, wraz z kominem i rękawicami na wszelki wypadek.
Założyłem na nogi swoje długie kalosze, bo było po deszczu i przewidywałem też podmokłe obszary.


Był las, nie ma lasu.


Spacerowało się mega niewygodnie i niekomfortowo. Nawet głowa mi się spociła!
Ściągnąłem kaptury i założyłem czapkę, bo czułem się jakbym wyszedł spod prysznica.
Okolica od 2019 roku prawie się nie zmieniła. Prawie, bo oczywiście wycięli sporo lasu.
W oddali słyszałem szczekanie kozła sarny.





Niebawem droga zaczęła się zmieniać na bardzo podmokłą.
Nieco dalej zauważyłem, że drogą po prostu płynie sobie strumyk.
Normalnie, centralnie rzeka na leśnej drodze. Nagrałem 10 sekund poglądu.




Napotkałem także na przyczynę tego zjawiska.
Trudno, żeby strumień płynął prosto, kiedy nie ma przepustu.
Nikt jednak się nie pofatygował, żeby go wykonać.







Wkrótce droga zmieniał się na suchą, ale dotarłem do leśnego skrzyżowania.
Poszedłem w lewo.





Czyżby asfalt?


Po kilku minutach ukazała mi się droga asfaltowa.
Wyszedłem w miejscowości Zagórcze, która jest częścią wsi Krzepin.
Miejscowość znajduje się w gminie Secemin. Fajnie było z gminy Radków dotrzeć do innej :D













Już nie szedłem dalej zwiedzać wsi. Skręciłem w drogę pożarową, którą widać powyżej w prawo.
Doszedłem do wyrębu i później przedzierałem się po bardzo kiepskim terenie.


Oby nie padało...





Więc to tutaj wypływa ten strumień.


Niewygodnie się szło po gałęziach. Napotkałem na jakieś rozlewisko, które okazało się źródłem tej rzeczki, co widziałem wcześniej.
Dziwne, że woda stoi pomiędzy sosnami. Zazwyczaj coś takiego znajduje się między olchami lub wierzbami.







Przedarłem się do drogi, którą szedłem przed dotarciem do Krzepina.
Aby przedostać się przez strumień, skorzystałem z prowizorycznej kładki, którą ustawili ścinacze drzewa.
Naprawdę masakrycznie się spociłem i zgrzałem. Nawet twarz miałem gorącą.





No to fajnie.

Nigdy nie byłem w tym miejscu i szedłem mocno orientacyjnie, ,,na pałę".
Skręciłem w prawo, aby dojść do drogi, od której zaczynałem spacer.
Czekała na mnie bagnista droga, którą stworzyły pojazdy leśne i masa gałęzi sosnowych.
Przez środek wyrębu płynął sobie ten strumyczek.
Nie szło się zbyt dobrze po bagnistym terenie z gałęziami.
Gdy wyrąb się skończył, pojawiło się dzikie rozlewisko, przez które musiałem przejść.
Moje wysokie kalosze z Biedronki bardzo mocno się tutaj przydały.
Było mi zimno w stopy, kiedy wchodziłem w wodę.



I jestem w punkcie wyjścia.


Teraz już prosto do samochodu.


Ooops, trzeba wiać!


Moja orientacja nie zawiodła mnie i wyszedłem dokładnie tam, gdzie chciałem.
Chciałem zdążyć do samochodu przez opadami krupy śnieżnej, jednak ten plan się nie udał i musiałem otworzyć parasol.
Całe szczęście miałem tylko kilkaset metrów do przejścia.
W samochodzie ściągnąłem z siebie kurtkę-potówkę i poczekałem, aż ostygnę i wyschnę, a potem przebrałem się w kurtkę zimową.
Pedometr wielce zaczął działać i wyświetlał normalnie liczby. Gnój jeden.

Zrobiłem 8792 kroki, spaliłem 351 kcal i przeszedłem 6,1 km.
Rozbolały mnie nogi, bo szedłem dość szybko - cały spacer zajął mi według aplikacji 1,5 godziny.
Mimo potu i dyskomfortu cieszę się, że wybrałem się na ten spacer i odwiedziłem nowe okolice.

2 komentarze:

  1. Nieźle, że ci się udało samemu pójść! Lepiej nie uzależniać rozrywek od wolnego czasu osób trzecich, tylko warto samemu spróbować gdy inni nie są dyspozycyjni. Ciekawie wyszedł spacer. Fajnie, że pojechałeś dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, chyba zbyt mocno moje wyjścia są uzależnione od tego, czy ktoś inny może czy nie.

      Usuń