Niedziela fajna do jazdy - stosunkowo chłodno, jak na lipiec, oraz słońce przeplatane chmurami.
Zatem wyruszyliśmy na kolejną trasę, tym razem bardzo daleko.
Nie planowałem żadnych dalekich miast, ale to zawsze ciekawsza notka z większą liczbą zdjęć.
Wyruszyliśmy z domu o 14:00.
Trasa: Szczekociny - Sędziszów - Mierzawa - Pińczów - Chmielnik - Szydłów - Staszów - Osiek - Tarnobrzeg - Sandomierz - Opatów - Górno - Masłów - Kielce - Jędrzejów - Szczekociny
Tym razem postanowiłem opisać trasę skrótowo, wymieniając najważniejsze miejscowości.
Nie dałbym rady spamiętać nazw wszystkich wsi i miasteczek po drodze, a było tego mnóstwo.
Poza tym nie są to istotne informacje, dlatego ograniczyłem się do ważniejszych nazw.
Nie czułem się dzisiaj dobrze, ponieważ wczoraj przesadziłem kolejny raz z niezdrowym jedzeniem.
Znowu odczuwałem dolegliwości ze strony układu pokarmowego, a na domiar złego miałem ochotę wymiotować.
Na szczęście nie doszło do aktu zwrotnego i nie trzeba było zawracać się do domu.
Akurat zatankowaliśmy LPG w Sędziszowie, bo się skończyło.
|
Na wsiach to mają fajne chodniki. |
Całkiem fajnie się jechało, nie licząc oczywiście debili trzymających się blisko zderzaka, bo oni muszą zapierdzielać.
Torami kolejowymi jechał transport siarki do Grupy Azoty.
Śmierdziało po jego przejeździe jak kupa :D
|
Pińczów żegna. Papa. |
|
Transport siarki. |
Nie zatrzymywaliśmy się w Pińczowie i pojechaliśmy prościutko do Chmielnika.
Zjedliśmy lody. Ja wziąłem sobie tylko jedną gałkę, bo żołądkowo było ze mną dzisiaj nienajlepiej.
|
Kościół Niepokalanego Poczęcia NPM w Chmielniku |
Kolejnym przystankiem na trasie był Szydłów.
Obejrzeliśmy zabytkowy kościół, pozostałości zamku oraz synagogę żydowską, która została odrestaurowana.
Wstęp do niej był oczywiście płatny. Niewiele, bo 5 zł od osoby, ale nie weszliśmy.
|
Zamek w Szydłowie |
Podobnie jak zamek w Rabsztynie, zamek w Szydłowie również został wzniesiony przez Kazimierza Wielkiego. Tak samo został zniszczony w okresie potopu szwedzkiego, ale jeszcze wcześniej spłonął w wyniku buntu wojsk, którym nie wypłacono żołdu.
W XIX wieku zamek stał opuszczony i niszczał, dopiero w 1946 roku dokonano renowacji.
|
Synagoga w Szydłowie |
Synagoga z kolei została wybudowana w XVI wieku.
W czasie II wojny światowej została zdewastowana przez hitlerowców, którzy urządzili sobie w niej magazyn broni i żywności.
Przez wiele lat budynek był nieużytkowany i popadał w ruinę.
Teraz jak widać, został wyremontowany jak należy.
|
Zamkowy plac zabaw |
Długo nie zabawiliśmy w tym miejscu i pojechaliśmy w dalszą trasę.
W Staszowie zatrzymaliśmy się w centrum miasta i poszliśmy na zapiekankę.
Oczywiście małą. Duża miała 50 cm i w życiu bym tyle nie zmieścił.
A już na pewno nie dziś.
|
Takie dodatki to ja lubię. |
Myślałem, że będziemy wracać w kierunku domu, ale pojechaliśmy w kierunku Tarnobrzegu.
W sumie to bardzo fajnie - nigdy tam nie byłem, a zdjęcia nowych okolic do notki piechotą nie chodzą.
Przejechaliśmy most nad Wisłą. Przykro było patrzeć na rzekę, a raczej to, co z niej zostało.
Susza mocno dała się we znaki.
|
Kretyn. |
Droga w tym kierunku była bardzo fajna - prosto, jak w ryj strzelił i niewiele zakrętów.
Wcześniej było bardzo kręto.
Nie zabrakło też wyprzedzaczy i rajdowców.
No trudno, ja nie będę jechał 150 na godzinę, żeby jakiś buc za mną się nie denerwował :D
|
Osiek |
Tak samo jak w kierunku Staszowa, tak i w stronę Tarnobrzegu było mnóstwo sadów.
Głównie jabłonie niskopienne, ale także śliwki węgierki, morele, aronia i czereśnie.
Niektóre osłonięte siatką, żeby ptaki nie niszczyły owoców.
Stało też dużo ludzi sprzedających owoce.
|
Podkarpacie wita. |
|
Tarnobrzeg |
W Tarnobrzegu zatrzymaliśmy się w Zespole Przyrodniczo-Krajobrazowym ,,Lasy Zwierzyniec i Jasień".
Było trochę ludzi na rowerach.
Rozglądaliśmy się za grzybami, ale nie rosło nic.
W takich miejscach i tak nie wolno ich zbierać.
Rosło za to mnóstwo dziwnej rośliny, którą później zidentyfikowałem jako winobluszcz zaroślowy.
|
Fajna ścieżka do jazdy rowerem |
|
Bloki w Tarnobrzegu |
|
Wkraczamy na ziemie Ojca Mateusza :D |
Kolejnym ważnym przystankiem po drodze, był Sandomierz.
Myślałem, że te miasta są od siebie oddalone spory kawałek, a tymczasem leżały od siebie rzut beretem.
W Sandomierzu też nigdy nie byłem, więc tym fajniej było go odwiedzić.
Oczywiście poszliśmy na rynek, tam gdzie kręcą Ojca Mateusza.
|
Wydawnictwo Diecezjalne |
|
Kościół św. Józefa w Sandomierzu |
|
Ratusz w Sandomierzu z 1349 r. |
Fajnie się szło tędy, gdzie Artur Żmijewski popylał sobie rowerkiem w przebraniu księdza.
Chociaż według mnie nawierzchnia z nierównej kostki to kiepska sprawa przy jeździe rowerem.
Naprawdę super miejsce. Jedyne co mnie irytowało, to zakochane parki, które muszą przed całym światem obnosić się ze sobą >:(
|
Rynek Sandomierski |
|
Świat Ojca Mateusza |
Weszliśmy na chwilę do budynku ,,Świat Ojca Mateusza".
W środku była restauracja, bar oraz możliwość obejrzenia oryginalnych rekwizytów filmowych i figur postaci.
Może nawet mają tam sutannę Ojca Mateusza?
|
Jest i Możejko. |
|
O i jest nasz główny bohater. |
|
Galeria Ojca Mateusza :D |
Wstęp oczywiście był płatny - 19 zł od osoby.
Cebula w sercu podpowiedziała, że drogo. Nie weszliśmy dalej :D
Chcieliśmy zjeść sobie jeszcze raz zapiekankę, ale na rynku w Sandomierzu były one malutkie i kosztowały 14 zł.
Zatem ruszyliśmy już w drogę powrotną, przez Opatów i Kielce.
|
Ale fajnie. |
W kierunku Opatowa jechało się tak samo przyjemnie, jak do Tarnobrzegu.
Drogi proste i strzeliste, a do tego mały ruch, bo większość już przejechała do siebie.
Przez jakiś czas tylko jakaś kobieta jechała 60 na godzinę i blokowała ruch.
Zjechała w końcu na pobocze, ale samochód przed nami też był irytujący.
Siedziała w nim jakaś parka, która nawet w czasie jazdy nie mogła się powstrzymać od dotykania się i całowania.
W czasie jazdy skupiamy się na drodze, do cholery!
|
Takie drogi to ja lubię. |
Akurat 11 km od Kielc, za miejscowością Górno, utworzył się gigantyczny korek.
Nie wiedziałem, dlaczego. Dopiero potem przeczytałem, że doszło do zderzenia dwóch samochodów, w wyniku którego ranny został 15-letni pasażer jednego z nich.
Sporo ludzi zaczęło zawracać. My też to zrobiliśmy i pojechaliśmy przez Masłów.
|
Nosz kurwencyja! |
|
I do Kielc. |
W Kielcach szukaliśmy barów z zapiekankami.
Niestety, były otwarte tylko same kebaby lub restauracje.
Nigdzie nie mieli zapiekanek. Nawet Żabki były zamknięte.
Kebaba jeść nie chciałem z wiadomych powodów.
Zatem zjedliśmy hot-dogi na Orlenie :D
Pierwszy raz w życiu je jadłem i od razu przypadły mi do gustu.
Do domu wracało się bardzo przyjemnie drogą ekspresową S7.
Wróciliśmy o 23:26, a cała trasa miała łącznie około 363 km.
To póki co rekord życiowy i na tym blogu.
Może kiedyś uda się jeszcze więcej.
Świetna wycieczka! Spodobał mi się Sandomierz. Widać, że jakieś fajne ścieżki rowerowe wzdłuż dróg. Zjadłbym taką zapiekankę :D
OdpowiedzUsuńDzięki! Musisz sobie taką sprawić :D
Usuń